AYLIN
Mruczałam pod nosem, gdy następnego dnia przyszło mi wstawać do szkoły. Na wyspie czekała na nas reszta, już przy rozpalonym ognisku i pierwszych gotowych kiełbaskach. Jak się dowiedziałam, często wybierali się tam grupami, czy osobno, żeby oderwać się od całego zgiełku miasta. Choć Lakewood znajdowało się znaczny odcinek drogi od centrum Seattle, to nawet ja mogłam stwierdzić, że brakowało mu... czegoś. I to właśnie te wyspy pozwalały uciec od codzienności.
Zachwycona
cieszyłam się otaczającym nas lasem i spokojem, który wokoło roztaczał. Tego mi
brakowało. I właśnie dlatego nie kłóciłam się by zostać tam aż do nocy. Dopiero
w okolicach dwudziestej drugiej zaczęliśmy zbierać się do łódek, kiedy ktoś
zorientował się, która jest godzina. Chłód nam nie doskwierał, ponieważ słońce
niemal prażyło cały dzień, pozostawiając ciepło między drzewami. Oglądaliśmy
końcówkę zachodu słońca na horyzoncie, kiedy byliśmy w połowie drogi do
przystani.
Ostatecznie
nie dowiedziałam się nic na temat kryształu. Elijah podsumował, że najlepiej by
było gdybym zapytała o to Michaela. Jak to podsumował: „to idealna okazja do
spotkania!”. Oczywiście oprócz tego, jakże dziecinnego powodu, dał mi kilka
innych, które były dla mnie rozsądne. Michael był z rodziny Elderwood. Sam miał
swój własny kryształ i jak się dowiedziałam, jego musiał również wtedy
zareagować. Tradycja wywodziła się pierwotnie od jego przodków, więc on będzie
wiedział o tym najwięcej. Kiedy spytałam się, czemu to Ian nie może mi
powiedzieć, co jest grane (bo przecież też jest Elderwoodem!), zostałam
podsumowana, że sprawa dotyczy jego brata, nie samego Iana.
Wszystko
to było dla mnie… absurdalne. Nigdy w życiu nie słyszałam o kryształach, które
świeciły. Ba! Które wiedziały, kiedy świecić! Jakbym przeczytała o tym w
jednej z moich książek fantastycznych – spoko, nie mam pytań, wszystkiego
dowiemy się w trakcie. No ale cholera jasna! Nie jesteśmy w żadnej książce ani
filmie. Takie rzeczy po prostu się nie dzieją! Może mogłabym przejść koło tego
obojętnie, myśląc, że wariuję przez zmianę otoczenia. Tyle, że nie jestem
jedyną. Zarówno w tym, że widzę, jak na moich oczach pamiątka od mojej mamy
zaczyna błyszczeć, jak jakaś kula dyskotekowa, to jeszcze inni mają podobne
naszyjniki. Nic nie rozumiałam, po prostu! I nie zamierzałam omieszkać wypytać
wprost o wszystko mamę, czy miała kiedykolwiek podobnie.
Wstałam
więc z motywacją, pomimo obezwładniającego mnie zmęczenia. Wychodząc do
łazienki z samą bielizną, słyszałam, jak mama krząta się w kuchni. We wtorki
zaczynała później w pracy, jeśli nie miała ważnych spotkań. Bojąc się, że
przegapię okazję do przeprowadzenia własnego, małego wywiadu, najpierw poszłam
na śniadanie. Nie było żadnego faceta w domu, więc nie kwapiłam się o schowanie
bielizny. Swobodnie trzymałam ją w pięści i jak weszłam do części codziennej
domu, narzuciłam ją na oparcie fotela w salonie.
— Cześć — przywitałam się z mamą wesołym śmiechem.
— O! Cześć. — Odwzajemniła się tym samym i zaczęła
przerzucać coś na patelni. Podeszłam bliżej i oparłam się ramionami o blat
wysepki kuchennej. Westchnęłam czując przyjemny zapach jajecznicy. Ona widząc
moją reakcję jedynie się zaśmiała i nałożyła mi nieco na talerz. Usiadłam na
krzesełku barowym i tylko czekałam na swoją porcję.
Jadłyśmy w ciszy, ciesząc się swoim towarzystwem. W
międzyczasie zbierałam się, by zapytać ją o kryształ. Ostatecznie nie mogąc
wytrzymać, zaczęłam niepewnie:
— Um, mamo…
— Hm? — uniosła zaciekawiona wzrok i wzięła kolejnego
kęsa.
— Wiem, że to może bardzo dziwnie zabrzmieć i w sumie
możesz u znać mnie za zwariowaną… — Miałam ochotę samą siebie trzepnąć, że
zaczynam krążyć wokoło tematu. Ona odłożyła talerz na bok i uśmiechnęła się
zachęcająco.
— Nie przesadzaj, kochanie. O co chodzi? — Zaczęłam
grzebać w jajecznicy i wzięłam głęboki oddech.
— Czy kiedykolwiek też ci świecił kryształ? —
wydusiłam niemal na raz. Patrząc na nią z nadzieją, widziałam, jak mruga kilkakrotnie.
— Poczekaj, jeszcze raz. — Pokręciła głowa na boki,
ale nie wydawała się zła czy zaskoczona moimi wymysłami. — Czy świecił
kryształ? — powtórzyła. Wzruszyłam ramionami, wpatrując się w zielony
szczypiorek na talerzu.
— Ostatnio zauważyłam, że zaczął błyszczeć na biało. Też
ci się to kiedyś zdarzyło? — Spróbowałam jeszcze raz, tym razem spokojnie
wypowiadając każde słowo.
— Aylin… — zaczęła, a ja słysząc czułą nutę w jej
głosie, uniosłam wzrok. Uśmiechała się do mnie delikatnie. — Tak, zdarzyło. Tylko
u mnie na inny kolor.
Nagle poczułam, jak z moich barków spada
niewypowiedziany ciężar. Ucieszyłam się, że mnie nie zbyła.
— O co chodzi? Dlaczego tak jest? — Kolejne pytania
zaczęły same wychodzić. Nie mogłam pohamować swojej ciekawości. Widziałam, jak
zaciska na moment usta. Oparła się ramionami o blat naprzeciwko mnie.
— Dzieje się tak tylko w wyjątkowych przypadkach. Nie
powinnam ci o tym tak naprawdę opowiadać. — Westchnęła ciężko. — Przyjdzie
czas, gdy wszystko zrozumiesz. Wiem! Wiem. — Przerwała mi unosząc rękę w górę,
kiedy już chciałam zacząć dyskusję.
— Wiem, że brzmię jak jakaś spetryczała baba. Trochę
cierpliwości, kochanie. — Opuściła spokojnie dłoń na mój policzek i pogładziła
go delikatnie. — Mogę ci zdradzić, że to nic złego. Wręcz przeciwnie, zapowiada
tylko same szczęście. — Uśmiechnęła się szeroko, wyraźnie szczęśliwa.
— Ale ja nic nie rozumiem — jęknęłam. Opadłam na
marmur i owinęłam rękami głowę. Nic z tego wszystkiego nie rozumiałam. Fajnie –
świecił w ważnych momentach, zapowiadając szczęście. Dlaczego?
Łącząc wszystko to, co wiem, to Michael był moją
odpowiedzią. Od niego się zaczęło, to i na nim powinno się skończyć. Do jasnej
ciasnej, tylko jak miałam z nim porozmawiać? Już pomijam to, że musiałabym
prosić się Aarona. To było do zrobienia. Problemem było to, że samo myślenie o
nim odbierało mi mowę! Co dopiero stanięcie z nim twarzą w twarz!
Poczułam, jak delikatne dłonie mamy przeczesują moje
włosy. Westchnęłam i podniosłam się ociężale.
— Obiecujesz, że wszystkiego się dowiem? — zapytałam
zrezygnowana. Skoro każdy kazał mi czekać, poczekam. Nie podobało mi się to w
ogóle. Nie byłam jednak na tyle głupia, by na siłę wywijać numery wszystkim
dookoła. Dowiedziałam się tyle, ile mogłam na razie. To, że nie odpuszczę, było
oczywiste. Cierpliwość jest cnotą, jak powiadają…
— Obiecuję.
Wtorek rozpoczęłam matematyką na poziomie podstawowym.
Przez to, że nie wiedziałam jeszcze na jaki kierunek studiów chciałabym się
wybrać, wzięłam rozszerzenia niemal ze wszystkiego, z czego byłam dobra. Rozszerzenie
z matematyki jednak nie wykluczało podstawy, dlatego teraz siedziałam w
odpowiedniej sali i patrzyłam w okno. Zajęcia rozpoczynały się dopiero za
dziesięć minut, więc bez problemu zajęłam przedostatnią ławkę pod oknem. Niestety
przy jednym stoliku były trzy miejsca, więc liczyłam się z tym, że w
międzyczasie ktoś się do mnie dosiądzie. Nie spodziewałam się jednak głośnego
śmiechu Hayley zza drzwi. Chwilę później wpadła do pomieszczenia w podskokach,
uciekając od długich rąk Elijaha.
— I tak cię złapię, mała małpo! — wykrzyknął opierając
się o framugę i wskazując na nią palcem. Ona w odpowiedzi pokiwała głową na
boki i trzepnęła go w dłoń.
— Nie pokazuje się palcem! Trochę kultury. — Ponownie
jej przyjemny śmiech rozbrzmiał po klasie. Zaraz potem zostałam zauważona przez
chłopaka.
— Pani Nieśmiała! Hej! —
Uniosłam głowę i zamknęłam oczy w zażenowaniu. Boże, dlaczego…, jęknęłam
w myślach.
— Aylin! — Poczułam
szarpnięcie na ramieniu, kiedy to Hayley niemal natychmiast do mnie dopadła. Podciągnęła
mnie w górę i objęła w pasie. — Cześć ślicznotko, jak się czujesz? — zapytała
zadziornie. No po prostu nie mogłam się nie zaśmiać. Znałam ją ledwie parę dni,
ale zachowywała się, jakbyśmy były od zawsze kumpelami. Zupełnie mi to nie
przeszkadzało, bo jej po prostu nie dało się nie lubić!
— Dobrze. —
Szturchnęłam ją w ramię. W międzyczasie Elijah wszedł też do środka i przysiadł
na krańcu ławki.
— To nie fair! Czemu ja
muszę być w innej grupie — jęknął zrzędliwie. Udawanie oburzonego wyjątkowo
dobrze mu wychodziło. W sumie zawsze, jak była potrzeba, idealnie wpasowywał
się mimiką i zachowaniem do sytuacji. Byłby dobrym aktorem.
— Bo nie zachowujesz
się kulturalnie i świat to widzi. — Dziewczyna wystawiła do niego język. —
Jakbyś oddał mi to ciastko z rana, to może w przyszłym semestrze byłbyś z nami!
A tak, to nici!
— Mądrala —
skomentował.
— Panie Sandstorm!
Lekcje zaczynają się za minutę — upomniał go nauczyciel, który dosłownie
stanął w drzwiach. — Nie powinien Pan być w tym momencie gdzie indziej? —
Brwi mężczyzny podeszły do góry w wymownym wyazie.
— Już mnie tu nie ma
Panie Weis. — I sekundę później już go nie było. Pan Weis, jak się
dowiedziałam, natomiast pokręcił głową i zarzucił książkę, którą trzymał w
dłoni na ramię. Podszedł do biurka i dosłownie wtedy dzwonek rozbrzmiał
głośno po korytarzach. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się pogodnie do Hayley,
która usiadła zaraz obok mnie.
— Dzięki Bogu, że mamy
choć jedne zajęcia razem! — szepnęła rozemocjonowana, korzystając z okazji, że
reszta osób jeszcze zajmowała swoje miejsca. — Mam nadzieje, że jesteś dobra z
matmy?
Lekcja minęła szybko,
aż za szybko. Może przez to, że niemal większą część przegadałyśmy we dwie.
Oczywiście po tym, jak trzeci raz matematyk musiał nas uciszać, przeszłyśmy na
karteczki. Więcej adrenaliny dodawało to, że byłyśmy na jego celowniku. Śledził
nas uważnym wzrokiem za każdym razem, jak odwracał się od tablicy.
Pan Eliot Weis był
pięćdziesięcio-paro letnim mężczyzną z dwudniowym zarostem i kasztanowymi
włosami. Wydawał się sympatyczny, zwłaszcza, że żartował sobie swobodnie z
uczniami. Miałam jednak wrażenie, że podpadłam już na starcie po rozmowach z
Hayley.
Tego dnia były dwie
matematyki z rzędu i podczas drugiej, dalej rzucałyśmy do siebie kartką. Oczywiście
na bieżąco przepisywałam wszystkie przykłady z tablicy, w razie gdyby któraś z
nas była wzięta do odpowiedzi.
Hayley: Co masz potem?
Aylin: Dwa razy wf, nuda
H: Nuda? Chyba oszalałaś!!
Tutaj następuje rząd
wykrzykników i bazgrołów. Parsknęłam pod nosem.
H: Najlepszy przedmiot w
tej całej dziurze
A: Gdybym jeszcze mogła
ćwiczyć, to pewnie tak…
H: Czemu nie możesz?
A: Zwolnienie lekarskie,
dożywotnie. Fajnie, nie?
H: Jaki bullshit! Ale coś
ze zdrowiem, czy co?
— To może teraz Aylin. —
Poderwałam głowę i poczułam, jak zdradzieckie rumieńce wkradają mi się na
policzki. Niezdarnie odsunęła krzesło i wzięłam podręcznik, który dzieliłam z
Hayley.
— Który przykład? —
spytałam niepewnie. Nauczyciel jednak uśmiechnął się miło, jakby nie zauważył,
że znowu nie uważałyśmy.
— Zadanie drugie,
trzeci.
Kiwnęłam głową i
przeczytałam na szybko treść zadania. Dziękując w duchu, że nie było to nic
trudnego, uwinęłam się raz dwa i odłożyłam kredę na miejsce.
— Dobrze, ale następnym
razem proszę, byście z Hayley plotkowały na przerwach. Ty możesz nie mieć
problemu z matematyką, ale ona to już wręcz przeciwnie. A tak! Musisz to zdać. —
Rzucił jej dobitne spojrzenie, jednak nagana w głosie była niewielka. Bardziej
działała jego życzliwość. Przez to, że traktował nas z szacunkiem, człowiekowi
robiło się głupio. Zwłaszcza, że we dwie od początku jakoś nie byłyśmy zbyt…
pilne.
— Później…— szepnęłam
jej, jak wróciłam do ławki.
Półgodziny później stałyśmy
przy mojej szafce, a Hayley pożerała mnie wzrokiem.
— Więc? — Westchnęłam.
— Tak od trzeciej klasy
podstawowej jestem bardzo osłabiona. Nie mogę targać cięższych zakupów, czy nie
przesunę nawet faceta o krok. — Pomijam ściąganie ich do basenu,
przypomniałam sobie. — Po prostu nie mam siły.
— I co? Nic z tym nie
robiłaś? — Przewróciłam oczami słysząc to samo, rutynowe pytanie. Cmoknęła
oburzona.
— Oczywiście, że
robiłam. Kocham sport, cholera… — Zamknęłam oczy czując znowu, tak znany mi
żal. — Nawet nie wiesz, jak marzy mi się pograć z kimkolwiek na boisku w kosza.
Nawet swego czasu jarałam się tańcem. — Spojrzałam na nią porozumiewawczo.
Widziałam, jak jej
spojrzenie łagodnieje. Słuchała mnie uważnie opierając się o granatową szafkę
obok.
— Matko — jęknęłam,
czując taką ogromną chęć zrobić choć jedną z tych rzeczy. — Zazdroszczę ci
tego, że jesteś w drużynie cheerleaderek. Ja zaledwie po minucie będę miała
zadyszkę, jak po maratonie — mruknęłam zła.
— Wydajność płuc? —
zapytała marszcząc nos. Pokręciłam głową.
— Jak u każdego. —
Zarzuciłam torbę na ramię i odepchnęłam się. Zaczęłam iść w stronę bocznego
wyjścia. — Nie-wia-do-mo!
— To, skoro masz teraz
okienko, idziesz ze mną na trening! — Spojrzałam na nią udręczona.
— Serio? Chcesz się
nade mną znęcać po tym, co ci powiedziałam? — Było mi przykro, bardzo. Nie
wiem, czy byłabym w stanie patrzeć obojętnie jak wykręcają tymi nogami wokoło.
— Zaufaj mi. — Mrugnęła
do mnie.
I takim oto sposobem
siedziałam na trybunie, oglądając cheerleaderki w kusych, sportowych strojach. Przez
to, że wrzesień było bardzo ciepły, treningi odbywały się na zewnętrznym boisku
do futbolu. Moja grupa z wf-u zajmowała jeden koniec, a one drugi.
Opierając łokcie na
kolanach obserwowałam rozgrzewkę, którą prowadziła Hayley. Kusiło mnie by zejść
do nich i porobić parę prostych ćwiczeń. W końcu nie zabiłoby mnie to. Po
dłuższym namyśle doszłam do wniosku, że może nie zabiłoby, ale osłabiło na
pewno. Westchnęłam głośno, po raz kolejny tego dnia i odchyliłam się na
krześle. Nogi zarzuciłam na oparcie przede mną. W między czasie przeniosłam
ręce do tyłu i przerzuciłam łokcie przez barierkę. Musiałam wyglądać, jak jakaś
małpa, której jest za dobrze, ale w tym momencie miałam to gdzieś.
Mogłam wykorzystać te
dwie godziny na czytanie. Tylko głupia zapomniałam z domu książki, którą
aktualnie męczyłam. Wiedziałam też, że jak wymknęłabym się do biblioteki,
Hayley nie dałaby mi potem żyć. Dlatego obserwowałam niebo, zupełnie wyłączając
się na otoczenie.
Pozwoliłam myślom
płynąc we własnym rytmie. Zastanawiały mnie słowa mamy. Powiedziała, że to nic
złego. Tylko dlaczego, nie kontynuowała? Co jej nie pozwalało? Przecież to
tylko zwykła biżuteria, prawda? Nie miało większego znaczenia, czy była to
pamiątka pokoleniowa… Dobra, teraz nawet mi samej nie chciało się w to wierzyć.
To miało znaczenie, tylko nie mogłam znaleźć w moim umyśle żadnej racjonalnej
odpowiedzi. W końcu otrzymałam go od mamy, więc tak naprawdę, to ma pełne prawo
powiedzieć mi cokolwiek.
Kurde! Znowu! To zwykła
biżuteria.
Dlaczego ktokolwiek, już nie
wnikam kto to jest, miałby zabraniać mówić o tym?
Wszystko to był jeden
wielki stek bzdur. Kryształ świecił, w moim sercu był tajfun, w umyśle szalała
burza. Może jeszcze powiedzą mi, że Wróżka Zębuszka istnieje?
— Aylin! — Poderwałam
głowę i automatycznie powędrowałam uwagą do Hayley. — Chodź na dół!
— Po co znowu! Matko… —
Podniosłam się powoli do normlanej pozycji i sięgnęłam po torbę. Drużyna
cheerleaderek, której część już wcześniej miałam okazję poznać na stołówce, a potem
na wyspie, zaczęła powoli się zbierać. Madison oraz Ida zostały i ustawiły się
zaraz za Hayley. Były siostrami, z którymi wczorajszego wieczoru siedziałam
przy ognisku. Każda miała na twarzy drobny uśmieszek. Zmarszczyłam brwi. Coś mi
tutaj zdecydowanie nie pasowało.
— Co tam? — zapytałam,
uważnie obserwując, jak dziewczyny podchodzą bliżej. Psotny nastrój blondynki kazał
mi się pilnować.
— Zostawiaj tę torbę
obok naszych rzeczy i chodź. Zatańczysz z nami.
— Wiesz przecież, że
nie mogę. — Zwiesiłam ramiona i patrzyłam na nią błagalnym wzrokiem, by mnie nie
kusiła. Wiedziałam, jak to się skończy.
— Pokażę ci jak i nawet
nie dostaniesz zadyszki. Okej? — Widząc moje niezdecydowanie, sama wzięła
sprawy w swoje ręce. Ściągnęła mi bagaż z ramienia i rzuciła na ławkę obok.
Chwilę później ciągnęła mnie na zieloną murawę.
Zamknęłam na moment
oczy chcąc uspokoić własny oddech, który gwałtownie przyspieszył. To, jak
bardzo tego pragnęłam było niewyobrażalne. Jednocześnie czułam strach. Bałam
się zawieść. Tylko nie wiedziałam na czym bądź kim.
— Chodź, ustaw się obok
mnie. — Tak, jak powiedziała, tak zrobiłam. Stałam ramię w ramię z Hayley,
natomiast pozostałe dziewczyny ustawiły się po naszych bokach. Zacisnęłam usta
i czekałam w napięciu na dalsze instrukcje.
— Wszystko robimy w
miejscu, tak? — Wyraźnie czekała na moje potwierdzenie. Kiwnęłam głową. —
Super. Na razie zrobimy to powoli. — Mrugnęła do mnie zaczepnie. Podreptałam
niespokojnie w miejscu.
A co tam, raz w życiu
mogę poczuć się szczęśliwa, pomyślałam.
Obserwowałam, jak
dziewczyny wyciągają ręce w górę. Moja własna poszła w ich ślady. Zakręciłyśmy
powoli dwa koła nad głową, po czym wykonałyśmy ruch uderzania do przodu. Dopiero
po czasie zorientowałam się, że dodały do tego też przechylenie głowy w prawo.
Jednokrotnie i szybko. Powtórzyłyśmy ten ruch jeszcze dwa razy, aż wyszedł w
miarę płynnie. Hayley zwróciła mi uwagę, bym stała przy zgiętych kolanach. W
ten sposób będę w stanie spokojnie utrzymać równowagę.
Z każdy kolejnym
ruchem, uśmiech na mojej twarzy się powiększał. Nagle przestałam myśleć o
wszystkim wokoło. Nie miały już znaczenia moje słabości. Nie było ciężkiego
oddechu, drżenia mięśni i niepewności. Pragnęłam więcej i tylko tego!
Krótkie sekwencje
zamieniły się w prosty układ. Płynne ruchy, delikatne gesty i przestąpienia,
wszystko w miejscu. Nie było to tak spektakularne, jak taniec całej drużyny,
ale było moje. Drobna chwila wyrwana światu.
Roześmiałam się głośno
i opadłam na trawę. Brałam głębokie, urywane wdechy, ale nie miało to teraz
żadnego znaczenia. Dosłownie chwilę później, pozostałe dziewczyny rzuciły się
obok mnie i mocno objęły. Spojrzałam Hayley prosto w oczy, czując tak
niewypowiedzianą radość, której skala wybijała wszelkie cyfry. Moje serce w tym
momencie urosło do niewyobrażalnych rozmiarów i wiedziałam, że będzie bardzo
ważną osobą w moim życiu.
— Dziękuję — szepnęłam.
Podziękowałam każdej z nich. Bo to właśnie dzięki nim mogłam choć na moment
poczuć się normalna.
Nikt jednak nie
wiedział, że miały cichego obserwatora.
MICHAEL
Nie powstrzymałem się.
Dzisiaj, czując jej smutek, tak odległe pragnienie, a na koniec
wszechogarniającą radość, musiałem ją zobaczyć. Choćby przez chwilę, na krótki
ułamek sekundy. Szalałem przez jej emocje. Nie mogłem skupić się na żadnej
rzeczy. Ostatnie dwa dni były bardzo intensywne, wzywała mnie. Być może
nieświadomie, ale jej dusza pragnęła ukojenia.
Decyzja, by wsiąść do
tego cholernego auta była najwspanialszą i najgorszą, jakiej mogłem dokonać. Kiedy
wyszła na ulicę, serce stanęło mi w piersi. Sekundę później tak mocno dudniło,
że aż poczułem się zamroczony. Pragnienie jej bliskości, dotknięcia,
posmakowania jej… Obezwładniało mnie.
Czułem euforię. Cały
świat nabrał gwałtownie barw, a dźwięki się wyostrzyły. Była sensem mojego
życia. Moim życiem.
Świadomość, że nic jej
nie jest, jej śmiech, łagodziły wszelkie złe odczucia. Była bezpieczna. Sam jej
widok powinien mi na razie wystarczyć. Mimo to, nie wystarczał. Nagle wizja
tych kilku dni okazała się ogromną przepaścią nie do przekroczenia.
AYLIN
— To dopiero początek
roku! Dlaczego ona musi być taką suką? — Hayley w ramach rozpaczy niemal strąciła
mi wodę łokciem. Oczywiście rozłożyła się niemal na cały stół i chwyciła za
głowę. Zeszyt od fizyki leżał przed nią, otwarty na notatkach z ostatnich zajęć.
— Bo jesteśmy w
ostatniej klasie? — zapytała Madison niemal ze znudzeniem. Wyrzuciła swoje brwi
w górę i przyciągnęła bliżej siebie podpartą na krześle nogę.
— I kiedy ona nie była
suką? — dodała od siebie Ida. Uśmiechnęłam się delikatnie czując rozbawienie. Hayley
ponownie jęknęła udręczona i spojrzała maślanymi oczami na mnie.
— Błagam, powiedz, że ty
nie jesteś przeciwko mnie. Prawda, że jest niedorzeczna?
— Ja się wstrzymuję od głosu.
— Uniosłam ręce w górę, by nie rzucała gromami także we mnie.
— Nie wierzę! — wykrzyknęła,
aż Ian odwrócił się do naszego stolika i rzucił w nią jabłkiem.
— Callaway! Ogarnij
się! — Chłopak usiadł bokiem na krześle i posłał w jej kierunku wrogie
spojrzenie. Siedzieliśmy właśnie na stołówce w czasie lunchu. Jak na tę porę
nie było dużo ludzi wokoło, więc nic nie zagłuszało ich sprzeczki. Być może reszta
szkoły łapała promienie słońca na boisku, póki jesień nie dawała o sobie znać.
— Zamknij się, Elderwood!
— Ona nie była mu dłużna i pokazała środkowy palec.
— Ty serio jakaś
drażliwa chodzisz — podsumowałam. Ugryzłam jabłko, które Ian łaskawie nam
przekazał. Było cierpkie, takie, jak lubię.
— Nie zdałam fizyki w
zeszłym roku — mruknęła cicho. — Jeśli teraz zawale, nie dostanę dyplomu. Plus
matematyka nie jest też moją mocną stroną.
— Potwierdzam. Próbowałam
jej coś wcisnąć do głowy, ale to ciężki przypadek. — Poparła ją Madison, a Ida
pokiwała głową.
Zmarszczyłam brwi. Nie
wiedziałam, że ma ona aż takie problemy z tymi przedmiotami. Sięgnęłam za jej
zeszyt i niemal jęknęłam widząc notatki.
— Cholera, Hayley. Nie
dziwie się, że nic nie rozumiesz. Nie idzie stąd odczytać czegokolwiek!
— Super, tego mi było
trzeba. Konsultacji artystycznej zeszytu — sarknęła poddenerwowana i ponownie
opadła na stół.
— Czekaj… — powiedziałam,
po czym zaczęłam szukać własnego segregatora. Nie chciało mi się targać
miliarda zeszytów, dlatego wpinałam sobie kartki do dużej teczki. Miałam
przynajmniej wszystko w jednym miejscu. Ułożyłam go przed nią i postukałam
palcem.
— Y-ym! Nie, poddaje
się. — Pokręciła głową, trzymając czoło ściśle przyciśnięte do blatu. Westchnęłam
ciężko.
— Musisz dobrze napisać
tę kartkówkę. Im więcej masz z nich dobrych ocen, tym przynajmniej widzi, że chcesz
się starać. Pomogę ci. — Na moje słowa niepewnie podniosła głowę i wpatrzyła
się w kartki przed nią. Niemal widziałam, jak oczy jej zabłysły.
— Kobieto! Co to jest? Są
genialne! — skomentowała, a mi się zrobiło dziwnie. Zwłaszcza, kiedy Madison i
Ida też się nachyliły.
— Aylin, sorry. One już
są nasze. — Zaśmiały się wszystkie i zaczęły robić zdjęcia.