środa, 8 sierpnia 2018

rozdział pierwszy

AYLIN

– Aylin! Pospiesz się proszę! 
– Dobrze tato! – I oto jestem, pomyślałam rozglądając się po raz ostatni po moim pokoju. Wiedziałam, że będę tęsknić za tym miastem, bo to właśnie tutaj dorastaliśmy z bratem. Wiele wspomnień zostanie tutaj, być może do odtworzenia za kilka lat. Widok z okna pożegnał mnie ten ostatni raz. Las jest tym, co zostawiam tutaj z największym żalem. Wiele razy uciekaliśmy do niego z Aaronem będąc jeszcze dziećmi. Nawet teraz, gdy wciąż pozostawał tym rozrywkowym studenciakiem, zabierał mnie tam byśmy mogli normalnie porozmawiać bez rodziców nad głową. Z bólem serca zeszłam po schodach na parter, mając przewieszoną przez ramię sportową torbę. Przy drzwiach czekał na mnie mój tata, ubrany w elegancką, błękitną koszulę i czarne spodnie od garnituru. Przymrużyłam oczy, gdy blask słońca odbił się idealnie we mnie od tarczy srebrnego zegarka. Słysząc, że zeszłam już ze wszystkich schodów podniósł głowę znad telefonu i uśmiechnął się do mnie szeroko. 
– Gotowa? – Był mężczyzną przed pięćdziesiątką, ale trzymał się lepiej niż niejeden nastolatek. Przeczesał swoje czarne włosy, lekko przyprószone siwizną. Czułam się dumna mając tak przystojnego ojca, który był w pełni wierny mojej mamie od samego ich poznania.
– Chyba nigdy nie będę. – Posłałam mu słaby uśmiech i pierwsza pchnęłam drewniane drzwi naszego starego domu. Wsiedliśmy do czarnego mercedesa ojca, a ja po raz ostatni zerknęłam na dom i na linię drzew, zaraz za nim. Serce w mojej piersi się ścisnęło boleśnie. Ruszyliśmy cicho. Westchnęłam głęboko i odwróciłam się w przód, gdy przeszłość oddalała się od nas, co raz bardziej. Moi rodzice prowadzili dobrze prosperującą firmę, więc nigdy nie mogłam narzekać z bratem na brak czegokolwiek. Jakiś czas temu mama zaproponowała przeniesienie głównego oddziału do Seattle. Oczywiście mogłam się domyślić, że chodziło głównie o Aarona, który studiował tam na uniwersytecie. Ponad pół roku temu mama już się wprowadziła do naszego nowego domu w Lakewood, zaraz niedaleko, a my z ojcem zostaliśmy jeszcze w starym. Sprawy przeniesienia okazały się o wiele bardziej skomplikowane niż sądzili. Zostałam z tatą, by dokończyć choć ten rok tutaj. Na ostatni już będę chodzić do liceum w nowym miejscu, co nie napawało mnie wielkim optymizmem. 
Droga była bardzo długa i wyczerpująca. Mimo to, bardzo dobrze się bawiłam. Uwielbiałam podróżować i obserwować świat, dlatego cała podróż minęła mi, mimo wszystko, w dobrym humorze. Przyznając się, nie miałam nic przeciwko przeprowadzce, bo tak naprawdę nic mnie nie trzymało w Denver. Może ostatecznie będę tęsknić mocno za codzienną zielenią, którą mogłam podziwiać z okna domu. Mama opowiadała zachwycona, że nowy dom, co prawda nie ma dostępu do takiej zieleni, jak wcześniej, to jednak pozostaje wciąż o wiele większy i przytulniejszy. Ufałam jej na słowo. 
Dlatego gdy podjechaliśmy pod odpowiednie drzwi z fascynacją lustrowałam okolicę. Z żalem widziałam, że najbliższy park minęliśmy kilkadziesiąt mil wcześniej, a w około były tylko domki jednorodzinne. Już żałowałam mojego lasu, który został sam, beze mnie. Odetchnęłam głęboko i wzięłam swoją torbę z tylnego siedzenia. W tym samym momencie drzwi od domu otworzyły się na oścież i wyszła z niego mama. Poczułam radość, widząc ją po tak długim czasie. Łzy stanęły mi w oczach i jednym susem doskoczyłyśmy do siebie. Wtuliłam się mocno w jej ramiona. Trwałyśmy tak długą chwilę, a ja z przyjemnością wdychałam jej delikatny, kwiatowy zapach. Zaraz później pocałowała mnie w czoło, a ja zerknęłam za nią. Aaron stał z założonymi rękoma na piersi i przyglądał się nam z ogromnym uśmiechem na ustach. Jego zwichrzone, blond włosy sterczały na wszystkie strony, a niebieskie oczy śmiały się do mnie. Bez chwili wahania, z uśmiechem wpadłam również na niego. Czując jak jego mocne ramiona unoszą mnie nad ziemie i okręcają wokoło, nie mogłam się powstrzymać od cichego pisku. Jak tylko postawił mnie na ziemię, w odwecie od razu szturchnęłam go łokciem w żebra. 
– Jak zawsze waleczna – jęknął. Puściłam mu oczko. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i zawsze mogłam na niego liczyć, nie ważne, co by się działo. To on nauczył mnie tak wielu rzeczy, jak jazda na rowerze czy deskorolce. Był starszy ode mnie o pięć lat, więc zawsze się mną opiekował, jak na brata przystało. Pstryknął mnie zaczepnie w głowę, a ja ze zmarszczonymi brwiami, spojrzałam na niego groźnie. On jedynie kiwnął głową za mnie. Zerkając przez ramię widziałam, jak rodzice obejmują się bardzo mocno. Speszyłam się nieco, widząc tę czułość w ich wykonaniu. W naszej rodzinie nikt nie wstydził się okazywać sobie uczucia, jednak mając przed oczami jakieś romantyczne relacje między kimkolwiek, czułam się zawsze skrępowana. Może to przez to, że nigdy sama choćby się nie całowałam. Wyrzuciłam momentalnie tę myśl z głowy. Nie czas było na użalanie się nad sobą.
– Chodź, dajmy im chwilę. Pokażę ci dom. – Aaron nie czując tego samego, co ja, poruszył figlarnie brwiami i wciągnął mnie za drzwi ogromnego domu. Z zewnątrz prezentował się jako parterowa willa, z ogromnymi oknami na salon. I nie pomyliłam się, bo od razu po przekroczeniu przedsionka, rozpościerała się przed nami wielka przestrzeń z rozstawionymi kanapami i roślinami. Oczywiście nie mogło zabraknąć telewizora na ścianie. Tata uwielbiał futbol amerykański. Z resztą, ja w sumie też. 
Zaraz po prawej była ustawiona lada, która zasłaniała połowicznie przestrzeń jadalni. Stojąc w tym samym miejscu, z prawej strony był również długi korytarz, prowadzący w głąb domu. I to właśnie tam mnie poprowadził brat.
– Dom jest o wiele większy od tego w Denver. Mimo, że jest parterowy.
– I nie ma lasu. – Powiedziałam nieco kręcąc nosem nad tym faktem. On mi natomiast posłał rozbawione spojrzenie. 
– Nie martw się. Jakieś dwanaście mil stąd już się zaczynają. Zawsze możemy wybrać się na wycieczkę, jak będę w domu. – Poczochrał mi włosy zaczepnie. Chwilę później poczułam, jak zabiera mi torbę z ramienia.
– No nie przesadzaj! Nie jest taka ciężka – mruknęłam. Mijaliśmy po drodze otwarte drzwi i z zaciekawieniem zaglądałam do środka. Minęliśmy dwa gabinety, które prawdopodobnie osobno należały do mamy i taty, oraz jakąś małą bibliotekę. Zanotowałam sobie, że muszę tam koniecznie zajrzeć. Oprócz tego były jeszcze dwie sypialnie, aż dotarliśmy do trzech par zamkniętych drzwi. Aaron otworzył drugie z kolei.
– To jest twój pokój. Ten naprzeciwko to mój, a ostatni rodziców. – Weszłam do środka i od razu wpadł mi do gustu. Błękitne ściany uroczo komponowały się z białymi meblami i lekkimi firankami przy oknach. Zamrugałam zaskoczona dosrzegając, że te okna, to tak naprawdę podwójne drzwi balkonowe, wychodzące na taras. Kątem oka widziałam, jak brat rzuca moją torbę obok wielkiego, dwuosobowego łóżka i idzie zaraz za mną na zewnątrz. Stanęłam w słońcu i wyciągnęłam twarz w górę. Wciągnęłam powoli powietrze.
– Tu jest zupełnie inaczej niż tam. – Powiedziałam i oparłam się o ścianę. Zlustrowałam otoczenie wzrokiem. Mój pokój był z boku domu, dlatego zaraz naprzeciwko, w nieznacznej odległości był wysoki żywopłot, skutecznie odgradzający nas od sąsiadów. Natomiast po lewej stronie, kafelki wychodziły na tyły budynku, gdzie była główna część wypoczynkowa. Niewielki basen był na samym środku ogrodu, a zaraz obok niego rozłożone były drewniane leżaki. Oczywiście mama zdążyła już tutaj posadzić pełno krzewów i roślin.
– Przyzwyczaisz się, mówię ci. – Poczułam, jak kładzie mi dłoń na ramieniu i przechodzi obok, by zaraz ściągnąć koszulkę i rzucić ją na najbliższy leżak. Jedno musiałam przyznać – Aaron był cholernym przystojniakiem. Miał ciało, jak ci wszyscy modele z okładek z umięśnioną klatką piersiową i zarysowanym brzuchem. O plecach również nie wspomnę. Śmieszne, że ja już aż tak piękna nie byłam, jak mogłyby wskazywać geny. Oczywiście według moich rodziców i samego Aarona, było zupełnie inaczej. Niejednokrotnie słyszałam, że jestem jego piękną, małą siostrzyczką. Ale gdyby rzeczywiście tak było, już dawno miałabym za sobą swojego pierwszego chłopaka. W końcu miałam prawie dziewiętnaście lat. Kręcąc głową sama ściągnęłam koszulkę, zostając w samym białym, prostym staniku i usiadłam na leżaku obok niego. 
– Łatwo ci mówić. Ty tak naprawdę tutaj nie mieszkasz. – Nie mogąc się powstrzymać przeniosłam się na brzeg basenu i zanurzyłam nogi w wodzie. Było okropnie gorąco od samego rana i utrzymywało się, aż do teraz. Przyjemny dreszcz przeszedł po moich ramionach. 
– Ale pomieszkiwałem trochę, by matka nie była sama. – Przerwał na chwilę. Zerknęłam przelotnie w tył. Oparł się na rękach i przyglądał mi się z cwanym uśmiechem. Oho, coś wymyślił, przemknęło mi automatycznie. Nie czekał długo. – Grubasie, przytyłaś. – Sapnęłam oburzona i nim się spostrzegłam, zostałam popchnięta do basenu. Zdążyłam jedynie wciągnąć trochę powietrza, a chwilę później poczułam, jak zanurzam się cała w wodzie. Wypłynęłam od razu, zgarniając blond kosmyki z twarzy. 
– Aaron! Idioto! – warknęłam i nie zastanawiając się wiele, podpłynęłam do brzegu. Chwyciłam go mocno za kostkę i zaczęłam ciągnąć w swoją stronę. Oczywiście nie ruszyłam go ani o milimetr. On natomiast śmiał się ze mnie, odchylając się w bok i nie mogąc wytrzymać. Prychnęłam oburzona. Biorąc ogromny zamach, przeniosłam sporą falę wody na niego. Jednak będąc w takiej odległości od niego, niewiele mogłam zrobić. Mimo wszystko wystarczyło, bo chwilę później podskoczył na równe nogi mokry od połowy spodni, a ja korzystając z okazji pociągnęłam go za nogę do basenu. I tym razem odniosłam sukces. Z chytrym uśmiechem obserwowałam, jak wpada do wody z ogromnym pluskiem, przy okazji mnie ochlapując. Ze śmiechem zaczęłam uciekać w drugą stronę od niego, gdy dostrzegłam jego zmarszczone brwi. Obydwoje tak robiliśmy, gdy coś się nam nie podobało. Wiedziałam, że mi tego nie odpuści. Z rykiem zaczął płynąć w moją stronę, a ja czym prędzej starałam się uciec z basenu. Z triumfem na twarzy podciągnęłam się na ramionach i jednym susem wyskoczyłam na trawę. Zaczęłam uciekać w stronę otwartych, innych drzwi tarasowych, a zaraz za mną usłyszałam, że i Aaron wyskoczył. Już miałam chwytać framugi, gdy zostałam złapana i przerzucona przez jego ramię.
– O nie, nie ma uciekania.
– Hej! To twoja wina! Gdybyś mnie nie wrzucił do basenu, to nie byłbyś mokry. Proste.
– Cwaniara. – Krzyknęłam cicho, gdy nagle poczułam, jak staczam się głową w dół. Chwyciłam się odruchowo jego pleców. 
– Co ty robisz! Trzymaj mnie – jęknęłam, bojąc się upadku prosto twarzą w tę soczyście zieloną trawę. Mama musiała się nieźle postarać. I to właśnie ona okazała się moim wybawieniem.
– Dzieciaki chodźcie jeść. Aaron – usłyszałam jej ostrzegawczy ton. – Odstaw Aylin na ziemie i idźcie się przebrać. Jedzenie na stole. 
– Tak! – Ucieszyłam się i jak tylko poczułam, jak brat odstawia mnie na ziemię, to sama zeskoczyłam. – Dzięki mamo! – Krzyknęłam w głąb domu, posyłając mu cwaniacki uśmieszek. On jedynie pokręcił zrezygnowany głową. Słowo jedzenie działało na mnie automatycznie. Od razu robiłam się głodna.

Tej samej nocy usiadłam na podłodze przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Nie było we mnie nic nadzwyczajnego. Te same niebieskie oczy, co u mojego ojca i brata. Blond loki spływały mi po ramionach, przy okazji zakrywając nieco moją twarz. Miałam prosty, mały nos, w miarę duże usta, które jako jedyne mi się podobały. Byłam raczej drobnej budowy i daleko mi było do wyrobienia jakichkolwiek mięśni. Jedynie moje metr siedemdziesiąt pozwalało mi pozostać zauważoną. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i objęłam się ramionami. 
Zastanawiałam się, jak to będzie w nowej szkole. Czy poznam kogokolwiek nowego lub czy uda mi się choć spokojnie przemknąć przez tę ostatnią klasę. Mogłam się założyć, że każdy już dawno znalazł swoich własnych znajomych, a ja będę tylko tam na dostawkę. Westchnęłam cicho i zaczesałam niesforny kosmyk za ucho, patrząc sobie w oczy. Ostatecznie zawiesiłam wzrok na krysztale wiszącym na mojej szyi. Wraz z bratem otrzymaliśmy je na nasze osiemnaste urodziny. Wcześniej nosili je nasi rodzice, którym przekazali je nasi dziadkowie. Można powiedzieć, że była to taka tradycja rodzinna. Nasz ojciec otrzymał swój oczywiście nie w wieku osiemnastu lat. W końcu przeszło to od strony naszej mamy. Nie wiem, kiedy to było. Ostatecznie trafił do Aarona, a potem przejdzie do jego syna lub córki. I tak samo będzie ze mną. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie osiemnastych urodzin brata. Jak dzisiaj pamiętam, jak tata przekazał mu naszyjnik, bo sama już od dawna pragnęłam mieć swój własny. 
Przecież on wygląda jak dla baby. Daj, ja się tym zajmę.
Przysłoniłam oczy zażenowana, przypominając sobie swoje własne słowa. Oczywiście on się tylko szeroko uśmiechnął i na moich oczach zapiął go sobie na szyi. Potem nie widziałam go przez ponad tydzień, bo pojechał ze znajomymi w góry. Jego urodziny wypadały idealnie w ferie zimowe, więc farciarz jechał sobie sam, bo w końcu był dorosły, jak uwielbiał podkreślać. A ja siedziałam z rodzicami na drugim końcu świata. 
Aż na reszcie przyszła i moja słodka osiemnastka. Spędziłam ten calutki dzień w towarzystwie rodziców i brata, genialnie bawiąc się przy domowych planszówkach. W końcu nie miałam żadnych przyjaciół. Ale tego momentu, gdy mama niespodziewanie zdjęła naszyjnik i mi go podała, nigdy nie zapomnę. Aby przyniósł ci szczęście, powiedziała mi wtedy. Pięknie mienił się w promieniach słonecznych, rzucając na ścianę kolorowe refleksy. Był po prostu cudowny i od razu go pokochałam. Mając go na szyi, poczułam przyjemne ciepło w piersi. Pamiętam tylko, że potem spojrzałam w las i poczułam ogromną tęsknotę za nim. 
Tak samo jak teraz. Gdy nie mogłam zasnąć, zawsze wymykałam się na jego skraj i siadałam wśród drzew. Niebo było wtedy najpiękniejsze i z zachwytem kochałam je oglądać. Nigdy się nie bałam, że cokolwiek mnie wtedy zaatakuje. Może byłam naiwna, ale czułam, jak ktoś mnie zawsze strzeże. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz