AYLIN
Następnego dnia obudziły mnie promienie słoneczne. Naciągnęłam mocniej kołdrę na głowę i próbowałam ponownie zasnąć. Jednak na chęciach się skończyło, bo pomimo moich usilnych prób, nie byłam w stanie choćby zapaść w lekki sen. Z cichym westchnięciem odrzuciłam pościel na bok i wciąż leżąc, uchyliłam powoli powieki. Do końca wakacji został niecały miesiąc i nie miałam zupełnie pojęcia, czym mogłabym się w tym czasie zająć. W Denver pewnie zaszyłabym się w lesie i znalazła sobie zajęcie. Uwielbiałam wspinać się po drzewach i oglądać świat z nieco innej perspektywy. Normalny człowiek powiedziałby pewnie, że jakaś dzikuska ze mnie. Na tę myśl zawsze miałam ochotę wzruszyć ramionami. Tak naprawdę nie przejmowałam się tym, co mogą sobie o mnie pomyśleć inni. Jednak zawsze wolałam mieć spokój i być na neutralnym gruncie, dlatego nie dzieliłam się z każdym tym, co kochałam najbardziej. Jedynie Aaron wiedział o moich dziwactwach.
Mając dość leżenia i wpatrywania się bezsensu w sufit, wstałam z łóżka. Wyciągnęłam jakieś krótkie spodenki, a potem pierwszy napotkany podkoszulek na przebranie i wyszłam z pokoju. Wczoraj znalazłam łazienkę w jeszcze innym punkcie domu, co nieźle mnie zaskoczyło.
– Cześć kochanie. – Wesoły głos mamy przywitał mnie w progu salonu, gdy stała przy ladzie. Pomachałam jej z delikatnym uśmiechem na ustach.
– Hej – mruknęłam i podeszłam do niej, by dać całusa w policzek. Chciałam spędzić z nią nieco więcej czasu. Tak wiele mamy do nadrobienia. Dlatego nie zawahałam się z propozycją.
– Może spędzimy dzisiaj dzień razem? Dawno już tego nie robiłyśmy. – Oparłam się ramieniem o wysepkę i przeczesałam włosy palcami. Dostrzegłam tylko jej przepraszającą minę i już wiedziałam, że mi odmówi.
– Przepraszam skarbie, ale umówiliśmy się z tatą na bardzo ważne spotkanie biznesowe. Teraz, gdy jest na miejscu, musi poznać niektórych partnerów. – Uścisnęła moją rękę. – Następnym razem, dobrze? – Wzruszyłam bezradnie ramionami.
– W porządku.
– Na stole w jadalni są klucze dla ciebie.
– Dzięki. – Uśmiechnęłam się po raz ostatni i ruszyłam do łazienki. – Powodzenia na spotkaniu! – zawołałam zanim zniknęłam za drzwiami. Przetarłam oczy i rzuciłam ubrania na pralkę. Moją ostatnią nadzieją został Aaron. Może on wymyśli coś ciekawego. Z ciężkim westchnięciem rozebrałam się i weszłam pod prysznic.
Zgarniając w jadalni klucze ze stołu, spojrzałam przy okazji na zegar. Dziesiąta, pomyślałam. Sądziłam, że jest nieco późniejsza pora, patrząc na to, że położyłam się prawie nad ranem. Rozglądając się w około mogłam stwierdzić, że jednak jest ktoś, kto nie ma żadnych problemów z leniuchowaniem do południa. Kręcąc głową zaczęłam przeszukiwać szafki w poszukiwaniu jakiegoś garnka. Znalazłam go w dolnej szafce obok piekarnika i od razu nalałam do niego wody. Chwilę później nastawiłam jajka by się gotowały, a w między czasie miałam zamiar obudzić brata. Nigdy nie należał do rannych ptaszków. Uwielbiał wręcz spać. Śmiałam się zawsze z niego, że prześpi całe życie i nie znajdzie sobie nawet dziewczyny.
Zapukałam do białych drzwi naprzeciwko moich i czekałam. Oczywiście nikt mi nie odpowiedział, więc znów ponowiłam próbę, opierając się na ramieniu o ścianę. Usłyszałam tylko jakieś stłumione mruknięcia po drugiej stronie, ale nikt mi nie odpowiadał. Przewróciłam oczami, wiedząc, że równie dobrze mogłam od razu wejść, a on i tak by tego nie zauważył. Pociągnęłam za klamkę i zaraz potem byłam już w pokoju. Tak, jak wczoraj widziałam, ściany u niego były pomalowane na granatowo, a meble w pokoju były z ciemnego drewna. I oczywiście pełno ubrań leżało na podłodze i krześle przy biurku. Typowy facet. Omijając zabójcze miny z przepoconych koszulek podeszłam do łóżka, na którym spał w najlepsze Aaron, rozwalony na wszystkie strony. Uśmiechnęłam się wrednie, a sekundę później rzuciłam się na niego. Usłyszałam, jak stęknął głośno i wziął gwałtowny oddech, gdy wcisnęłam jego płuca w materac.
– Aylin! Do cholery jasnej, złaź ze mnie! – wysapał nie mogąc wziąć oddechu, a ja zaśmiałam się ubawiona. Chwilę później zostałam zwalona na podłogę, ale to w żadnym wypadku nie umniejszyło mojego humoru.
– Wstawaj, śniadanie zaraz.
– Wiesz, że mogłaś mnie normalnie obudzić? – Zarzucił sobie ramię na twarz, mrucząc przy okazji pod nosem.
– Nie. – Odparłam niewinnie i wstałam z podłogi jednym ruchem. – Pokażesz mi miasto, ruszaj się. – Zaczęłam odchodzić w stronę wyjścia z jego pokoju, ale zatrzymał mnie jego głos.
– Wybacz siostra, ale nie licz na to. Muszę pojechać do Seattle i załatwić papiery dla przyjaciela.
– A on sam nie może? – Założyłam ręce na piersi, a niezadowolona mina sama weszła na moją twarz.
– Jak widać nie, skoro mnie o to prosi. – Podniósł się do siadu i przetarł twarz rękoma. – Która jest w ogóle?
– Coś po dziesiątej. – Odetchnęłam lekko i odwróciłam się na pięcie. Wyszłam na korytarz, chcąc dać mu chwilę. Usłyszałam, że woda już dawno musiała się zagotować, więc podbiegłam do kuchni. Gdy wyciągałam talerze, Aaron pomknął do łazienki. Usiadłam przy stole i zakryłam głowę rękoma. Miałam calutki dzień do stracenia i zero pomysłów do wykorzystania.
Świetnie.
W taki sposób wylądowałam na spacerze sama. Poprosiłam najpierw brata, czy może mógłby zabrać mnie ze sobą, ale podobno będzie robił po tym długą trasę do niego i wolałby bym została w domu. Pogroziłam mu wtedy palcem, że zapamiętam to sobie. Zaśmiał się w odpowiedzi i cmoknął mnie w policzek. Zaraz potem wycofał z podjazdu i odjechał, a mi pozostało iść przed siebie. Przeszłam przez całą naszą dzielnicę i nie znalazłam nic ciekawego, co mogłoby przyciągnąć moją uwagę. Dochodząc do głównej drogi, było już nieco lepiej. Minęłam pizzerię, przed którą stały stoliki, a jeden był zajęty przez jakąś parę. Zaglądając do środka widziałam tam zdecydowanie więcej ludzi, chowających się w klimatyzowanym pomieszczeniu. Przynajmniej wiedziałam, że jak pokłócę się z rodzicami, to mam, gdzie pójść coś zjeść. Uśmiechnęłam się na tę myśl pod nosem i spacerowałam dalej. Mijałam domy, a nawet po drodze było prywatne przedszkole. Nie było tak źle, jak mogłam zakładać. I co mnie zaskoczyło najbardziej, to wielki parking. Na jego drugim końcu widziałam motorówki, przycumowane do kładek. Zaciekawiona zaczęłam tam podchodzić. Miasteczko charakteryzowało się tym, że było otoczone dookoła jeziorami. Przy nich było nieco zieleni, ale wciąż to nie to samo.
Przechodząc do końca, nieco się rozczarowałam. Tabliczka przy brzegu głosiła, że postój maksymalnie do półgodziny i oprócz tego, nic tam nie było. Zlustrowałam łódki, zupełnie nimi nie zainteresowana i ostatecznie rozejrzałam się dokładniej dookoła. Po prawej i lewej były już prywatne plaże z pomostami. Nic więcej. Spojrzałam naprzeciwko, widząc małą wysepkę w oddali, ale była chyba zupełnie nie zamieszkała. Widać było tylko zielone korony drzew. Musiałam jednak przyznać, że odbijające się promienie słońca w wodzie i widok na horyzoncie były naprawdę ładne. Zaciskając rękę na pasku torebki, odwróciłam się by odejść. Zawahałam się nieco, gdy w oddali zamajaczyła mi grupka nastolatków. Z daleka jeden z chłopaków zobaczył mnie i szturchnął drugiego, idącego obok. Zacisnęłam szczękę i zaczęłam podchodzić w ich kierunku z uniesioną głową. Oceniłam, że musieli być w moim wieku. Mijając ich, chłopacy zagwizdali, a dziewczyny zaśmiały się na ich reakcje. Przewróciłam oczami, nie chcąc nawet tego komentować. Zatrzymał mnie głos jednego z nich:
– I jak ci się podobają nasze motorówki? – Ramiona mi opadły słysząc tę uwagę. Liczyłam, że może prześlizgnę się, zwracając na siebie jak najmniej uwagi. Odwracając się, widziałam, jak chłopak, który się do mnie odezwał, przeczesuje swoje czarne włosy. Uniosłam brew.
– Nie robią wrażenia. – Odparłam zgodnie z prawdą. Oprócz niego stali tam jeszcze jacyś dwaj faceci i trzy dziewczyny. Każda z nich uważnie mnie obserwowała. Dwie patrzyły na mnie ostrożnie i wrogo, jakby gotowe na kłótnie od zaraz. Obserwowałam to nieco zażenowana, ale starałam się raczej nie dać im żadnego powodu do wszczęcia sprzeczki. Powiedzmy, że opinia, co do ich sprzętu jest wyjątkiem. Blondyn, stojący za plecami tego pierwszego, cicho zagwizdał.
– Ktoś tu pyskuje. – Zaśmiał się, a ja założyłam ręce na piersi. W myślach już pożałowałam tego spaceru. Miałam nadzieje, że nie spotkamy się już więcej, ale znając moje szczęście raczej marne są na to szanse.
– Własne zdanie, to od razu pyskówka? – Zamrugałam zdziwiona, słysząc czyste warknięciena mnie, gdy tylko się odezwałam. Szatynka zmierzyła mnie nieprzyjemnym wzrokiem i podeszła do chłopaka, obejmując go w pasie. Nie miałam pojęcia, co ją tak ruszyło.
– Skądże – odpowiedział mi za to znów brunet i posłał szeroki uśmiech. Jego wzrok nagle zjechał na moją szyję, a jego twarz stała się od razu podejrzliwa. Zaniepokojona chwyciłam za kryształ.
– Skąd to masz? – Zmrużył nieco oczy i uniósł brodę w górę, całkowicie zmieniając do mnie stosunek. Wcześniej był wyluzowany i nonszalancki, a teraz był tego zupełnym przeciwieństwem. Stwierdziłam, że to chyba pora się wycofać. Odwróciłam się na pięcie i miałam już odchodzić, gdy poczułam silne szarpnięcie za ramię.
– Pytam się o coś – warknął ostrzegawczo, zacieśniając uścisk. Jęknęłam czując, jak jego palce wbijają się mocno w moje ramię.
– To boli! – syknęłam i starałam się wyrwać, ale on tylko mocniej przyciągnął mnie do siebie. Mierzyliśmy się wzrokiem, a żadne nie chciało odpuścić. Zacisnęłam wargi w wąską linię, powstrzymując się od jęku bólu.
– Ian, puść ją! Robisz jej krzywdę. – Jeden z jego kolegów zdecydował się zareagować. Miałam ochotę odetchnąć z ulgą. Chwycił go stanowczo za bark i szarpnął do tyłu, przez co tamten musiał mnie puścić. Od razu zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce. Spojrzałam z wyrzutem na Iana, jak się okazuje i ostatni raz zmierzyłam każdego z nich. Obserwowali mnie uważnie, jakby gotowi na atak. Pokręciłam głową, nie wierząc w to, co się dzieje. Odeszłam stamtąd jak najszybciej, nie chcąc mieć z nimi nic wspólnego do czynienia. Objęłam się ramionami i ruszyłam do przodu. Od czasu do czasu oglądałam się za ramię, czy przypadkiem któreś z nich czegoś nie planuje. Odprowadzili mnie wzrokiem, aż nie zniknęłam z parkingu. To było cholernie dziwne.
Tego samego dnia udało mi się odnaleźć liceum, do którego zapisali mnie rodzice. Nie mogłam jednak zapomnieć tego, co się wydarzyło w tym małym porcie. Ciemny wzrok chłopaka cały czas krążył mi po głowie, a ramię nie przestawało boleć. Wiedziałam, że będę miała paskudnego siniaka jeszcze tego wieczoru. Myśl, że muszę wymyślić jakąś dobrą wymówkę na te ślady, które na pewno moi rodzice nie zignorują, odpychała mnie.
Ostatecznie starałam się skupić na zwiedzaniu. Nie widziałam sensu w rozpamiętywaniu tego spotkania. Jak natknę się na nich jeszcze w przyszłości, to po prostu zignoruje. Trzymając się swojego postanowienia, podziwiałam ogromny gmach szkoły. Był zbudowany z czerwonej cegły i od razu widziałam, że został wzniesiony bardzo dawno temu. Ku mojemu zaskoczeniu wejście było otwarte, więc nie mogłam nie wykorzystać okazji. Przeszłam obok kantorka dla pań na wejściu. Flagi po bokach dumnie prezentowały się na korytarzu. Ruszyłam wzdłuż niego, dookoła ustawione były niebieskie i fioletowe szafki. W przerwach między nimi były klasy zajęciowe. Szyba w górnej części drzwi pozwalała zajrzeć mi do środka. Tak, jak się spodziewałam, widziałam typowe ławki dla uczniów, biurko na samym środku, a za nim tablica. Jedynie co odróżniało pomieszczenia, były ozdoby. W jednym były tablice matematyczne, w innych wywieszone cytaty z lektur obowiązkowych, albo nawet jakieś rzeźby, prawdopodobnie z lekcji sztuki. Znając mnie pewnie wybiorę zajęcia z rozszerzonej fizyki i matematyki. Miałam typowo ścisły umysł, gdy Aaron był całkowitym przeciwieństwem, umiejąc liczyć na tyle, na ile mu to potrzebne. On miał jednak głowę nie od parady, jeśli chodziło o prawo. W końcu nie bez powodu właśnie to studiował.
Zakończyłam swoje małe zwiedzanie przy oknach na końcu korytarza, które wychodziły na ogromne boisko. Nie miałam już ochoty chodzić po dalszych częściach budynku. Podejrzewałam, że będę miała na to aż zanadto okazji. Wyszłam stamtąd nie napotykając nikogo na swojej drodze, za co w duchu dziękowałam. Szurnęłam butem o ziemię, a kamyki odleciały dookoła. Westchnęłam głośno, nie wiedząc, co robić dalej. Dalszy spacer po tych betonowych drogach całkowicie mnie zniechęcił.
*
~ Kim jest ta dziewczyna?
~ Nigdy wcześniej jej tutaj nie widzieliśmy.
~ Miała kryształ!
~ Jesteście tego pewni?
~ Stwarza zagrożenie dla naszego stada.
~ Może jest jedną z Nieprzemiennych?
~ Kretyni.
Nastała chwila ciszy.
~ To moja siostra.
*
Wchodząc do domu nikogo w nim nie zastałam. Odrzuciłam torebkę na półkę obok lustra i przeszłam do salonu. Mój wzrok od razu zatrzymał się na ogromnym telewizorze. Chyba znalazłam dla siebie zajęcie na kilkanaście godzin. Dawno nie spędzałam czasu na oglądaniu seriali, a i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Sięgnęłam po pilota i od razu syknęłam, czując ból w ramieniu.
Była godzina siedemnasta, gdy w końcu pojawiła się jakaś żywa dusza. Przyjemny śmiech mamy zagłuszył słowa aktorki, idealnie w moim ulubionym momencie. Zacisnęłam usta w wąską linię, nie czując ta naprawdę żadnego wyrzutu. Tęskniłam za tym. Wychyliłam się do tyłu na kanapie, gdy weszła z tatą do pomieszczenia. Trzymali się za ręce i wyglądali na prawdziwie szczęśliwych razem. Ojciec widząc mnie uśmiechnął się szeroko. Podszedł do mnie i ucałował w czoło.
– Jak ci minął dzień? – W międzyczasie ściągnął marynarkę i przewiesił przez oparcie fotela obok. Widziałam, jak mama muska jego ramię delikatnie się uśmiechając i znika w korytarzu.
– Nudno – powiedziałam ostrożnie. Wcisnęłam się w kąt kanapy, aby zasłonić już lekko widoczne ślady na ręce. – Przeszłam się po mieście i oprócz jezior, nie znalazłam nic ciekawego – mruknęłam. Przytuliłam do siebie mocniej poduszkę. Tata za to usiadł koło mnie i objął ramieniem.
– Zobaczysz, jeszcze będzie ciekawie. Zaraz rok szkolny.
– Taak – przeciągnęłam to słowo powoli. – O niczym innym nie marzę jak lekcje i zadania domowe. – Szturchnęłam go w bok, a on się zaśmiał na moje słowa. Uśmiech mimowolnie sam wkradł się na moje usta. Uwielbiałam swoją rodzinę, między innymi właśnie za to, że zawsze mogłam się czuć swobodnie w ich towarzystwie.
– Co tam oglądasz? – Wyrwał mi w tym momencie pilota z ręki i przełączył na tytuł. Od razu zaczął sobie szeptać pod nosem, że znów te bzdury, a humor jeszcze bardziej mi się poprawił.
Nie wiem, która to była godzina, ale w końcu do domu wrócił również Aaron. Było widać, że jest bardzo zmęczony. Choćby nawet po tym, że on nie szedł, a ciągnął swoje nogi za sobą. Mimo wszystko podszedł do nas i szturchnął mnie w ramię. Powstrzymałam się od grymasu, gdy trafił na bolące miejsce. Przesunęłam się w bok, robiąc mu miejsce, a w odpowiedzi poczochrał mnie po głowie. Widziałam, jak przygląda mi się uważnie. Rzuciłam mu ciekawskie spojrzenie, a on jedynie się uśmiechnął.
– I jak? Udało ci się? – Zagaiła mama, która też jakiś czas temu do nas dołączyła. Oglądaliśmy wszyscy mecz rozgrywek stanowych. Właśnie rozpoczynały się eliminacje, a zwycięska drużyna będzie reprezentantem na zawodach krajowych. Nie było na razie bardzo interesujących meczy, ale zawsze uwielbialiśmy z tatą śledzić wszystko od samego początku.
– Tak, poszło bez problemu. Zawiozłem mu to i trochę się zasiedziałem. – Podrapał się po tyle głowy i odchylił ją na oparcie.
– Idź się położyć skarbie. – Mama posłała mu łagodne spojrzenie.
– Evelyn, daj mu chwilkę. Niech zobaczy jak młodziki się starają. – Zaśmiał się ojciec i kiwną głową na ekran telewizora. Aaron jedynie zamknął oczy, śmiejąc się cicho pod nosem. Westchnęłam i podniosłam się z kanapy. Sama poczułam się jakoś znużona już dzisiejszym dniem.
– Ja idę już spać, dobranoc. – Pomachałam rodzicom i w tym momencie zrobiłam mały błąd. Syknęłam cicho, czując lekkie kłucie w ramieniu.
– Co się stało? – Od razu uważny wzrok mamy wyłapał, gdzie mnie boli.
– Dzisiaj na spacerze potknęłam się i uderzyłam przez przypadek. To nic takiego. – Wzruszyłam ramionami.
– Jak coś to mów, znajdziemy jakąś maść.
– Dzięki. – Delikatnie się uśmiechnęłam i odeszłam. Będąc na korytarzu wypuściłam ciężko powietrze z ust. Nie lubiłam kłamać, ale nie chciałam też, by myśleli, że narobiłam sobie jakiś wrogów. Usłyszałam za sobą kroki. To Aaron poszedł za mną i kiwnął mi głową bym ruszyła za nim. Sam wszedł do mojego pokoju, a potem znaleźliśmy się na tarasie. Nie wydawał się zły, ani zaniepokojony, ale czułam, że mnie ocenia. Uniosłam zdziwiona brwi.
– O co ci chodzi?
– Co się stało tak naprawdę? – Zamknęłam powoli oczy. Mogłam się spodziewać, że on mi tak łatwo nie uwierzy. Wiedział, że nie jestem taką niezdarą, by potknąć się na prostej drodze. Zaczesałam lok włosów za ucho i przysiadłam na kafelkach. On oparł się o budynek i skrzyżował ręce na ramionach.
– Hm? – Nie dawał za wygraną.
– Po prostu natknęłam się na jakąś grupkę dzieciaków. Jeden z nich widząc kryształ obruszył się i to tyle. – Skubnęłam materiał koszulki w ogóle nie patrząc na niego. Wpatrzyłam się w żywopłot naprzeciwko i teraz mnie to zastanowiło. O co tamtemu chodziło? Przecież to zwykły naszyjnik. Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu.
– I dlatego masz siniaki na ręce? – Wyrzuciłam ręce w górę oburzona. Znalazł sobie czas na przesłuchanie, blondasek jeden!
– Dobra! – Spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami. – Chwycił mnie za ramię i nie chciał puścić. Jakiś przewrażliwiony był. Dopiero jak jakiś jego kolega go odciągnął, to dał mi spokój.
– Kto to był? – Widziałam, jak zacisnął ręce w pięści. Zaniepokoiło mnie to, więc wstałam i podeszłam do niego. Chwyciłam uspokajająco za jego ramię.
– Hej, spokojnie dzieciaku. – Rzucił mi pochmurne spojrzenie. Nigdy nie lubił jak się z niego nabijałam. Uniosłam ręce w obronnym geście. Potrzebowałam chwili by przypomnieć sobie jakiekolwiek szczegóły. – Chyba miał na imię Ian. Nie mam pojęcia kto to.
– Pogadam sobie z nim – mruknął pod nosem, a moje brwi same podjechały w górę.
– Znasz go? – Teraz to ja skrzyżowałam ramiona.
– To brat mojego przyjaciela, Michaela. Tego, do którego dzisiaj pojechałem. – Odetchnął głęboko i miałam wrażenie, że jest jeszcze bardziej zmęczony.
– Chyba żartujesz – wykrztusiłam z siebie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Jakby świat nie był wystarczająco mały.
– Nie martw się, pogadam z nim by dał ci spokój. – Pstryknął mnie palcem w czoło i posyłając ostatni uśmiech, zniknął w moim pokoju. Chwyciłam się tam, gdzie mnie zaczepił, odprowadzając jego ciemną sylwetkę wzrokiem. Pokręciłam głową w niedowierzaniu. Ostatecznie jednak znów usiadłam, ześlizgując się po ścianie. Moje spojrzenie samo powędrowało w gwiazdy. Czułam, że coś zaczęło się zmieniać, tylko jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, co dokładnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz